|
Leczenie raka
- medycyna współczesna |
Konwencjonalne terapie antyrakowe
Badania naukowe i bezstronne analizy statystyczne
dowodzą, że w ortodoksyjnych metodach leczenia raka,
takich jak radykalne interwencje chirurgiczne,
chemioterapia i radioterapia, brak jest naukowych
podstaw, i że te metody często czynią więcej złego niż
dobrego.
Medycyna jest bardzo dumna z rygorystycznych metod
badawczych stanowiących podstawę leczenia nowotworu.
Jeśli u kogoś zdiagnozowano raka, osoba ta z miejsca
staje przed ogromnym naciskiem
ze strony systemu ochrony
zdrowia, który wymusza na niej natychmiastowe
rozpoczęcie terapii,
w której skład wchodzi interwencja chirurgiczna,
chemioterapia i napromieniowywanie w różnych
kombinacjach. Większość przestraszonych i zaszokowanych
tą sytuacją ludzi, nie jest w stanie przeciwstawić się
potędze medycznego autorytetu.
Jak zareagowalibyśmy w takiej sytuacji?
Być może niektórzy z nas w przypadku prostych problemów
ze zdrowiem byliby skłonni do zaufania terapii
naturalnej, ale w przypadku czegoś tak poważnego jak
nowotwór, czulibyśmy się bezpieczniejsi ze sprawdzonymi
metodami medycyny ortodoksyjnej. Jeśli ktoś natknie się
na ten artykuł przed podjęciem ostatecznej decyzji, co
do metody leczenia, niech go uważnie przeczyta.
Być może pomoże mu lepiej zrozumieć naturalne metody
leczenia raka.
W artykule tym przedstawiam kilka mało znanych faktów
dotyczących naukowych podstaw kryjących się za
tradycyjnymi metodami leczenia raka.
W badaniach nad rakiem sukces - za który uważa się 5
letni okres przeżycia - jest określany poprzez
porównanie innych metod i form leczenia z interwencją
chirurgiczną, natomiast przeżywalność będąca skutkiem
interwencji chirurgicznej rzadko jest porównywana z
przeżywalnością pacjentów
nie poddawanych żadnej terapii, a już na pewno nie jest
porównywana z przeżywalnością pacjentów leczonych
metodami naturalnymi.
Jak z tego wynika, ortodoksyjna metoda leczenia
nowotworu jest z gruntu nienaukowa. Ogólna liczba
przypadków udanej terapii nie jest większa od
uzyskiwanej w wyniku wyleczenia spontanicznego
lub efektu placebo. Jako potwierdzenie mojego stosunku
do medycyny klasycznej przedstawiam następujące
stwierdzenia i wnioski zaczerpnięte z medycznych i
naukowych publikacji - badania zdają się dowodzić, że
wczesna interwencja chirurgiczna jest pomocna, ponieważ
przedrakowe zmiany są włączone do usuniętej części,
takie, które nie stałyby się nowotworowymi, gdyby je
zostawić nietknięte. Innymi słowy, wczesne interwencje
chirurgiczne wydają się skuteczne, ponieważ zostają
usunięte zmiany, które nie są zmianami rakowymi, i w ten
sposób poprawia się statystykę przypadków wyleczonych.
Nie ma również znaczenia, jak duża część piersi zostanie
usunięta - wynik jest zawsze taki sam - to stwierdzenie
dowodzi, że interwencja chirurgiczna nie wpływa na
polepszenie szans wyzdrowienia, w przeciwnym wypadku
byłaby różnica miedzy radykalną chirurgią a wycięciem
tylko guzka. Badacze stwierdzają, że dalsze poddawanie
około 70% kobiet daremnym
w skutkach okaleczeniom jest arogancją. Co więcej, nie
ma żadnych dowodów na to, że wczesna amputacja sutka
(mastektomia) wpływa ma przeżywalność - gdyby pacjentki
wiedziały o tym, najprawdopodobniej nie zgodziłyby się
na zabieg chirurgiczny.
W roku 1993 redaktor Lanceta podkreślał w artykule
redakcyjnym, że mimo wielu modyfikacji
i wariacji metod leczenia raka piersi metodami
klasycznymi, śmiertelność spowodowana tą chorobą nie
zmieniła się. Przyznaje, że mimo niemal cotygodniowych
relacji mówiących o przełomowych odkryciach, medycyna
przy swej nadzwyczajnej możliwości samooszukiwania się
(słowa redaktora Lanceta) pogubiła się. Jednocześnie
odrzuca poglądy tych, którzy uważają, że zbawienie
nadejdzie
ze strony intensyfikacji chemioterapii po zabiegu
chirurgicznym do poziomu tuż poniżej zabójczego dla
pacjentów.
Czy nie byłoby bardziej naukowe zastanowienie się,
dlaczego nasze podejście zawiodło?
Powiedziałbym, że niezbyt szybko doszliśmy do takiego
pytania, biorąc pod uwagę stuletni okres okaleczania
kobiet. Tytuł tego artykułu wstępnego brzmi właściwie -
Rak piersi, czy się zagubiliśmy?
W zasadzie wszystkie rodzaje i kombinacje
konwencjonalnych metod leczenia raka piersi dają
w
dłuższej perspektywie ten sam stosunek przeżywalności.
Jedyny wniosek, jaki można wysnuć, mówi, że
konwencjonalne metody leczenia nie dają żadnej poprawy
przeżywalności w dłuższym okresie czasu. W
rzeczywistości jest jeszcze gorzej.
RECEPTA NA KATASTROFĘ
Dr Michael Baum, czołowy brytyjski chirurg, specjalista
od raka piersi, odkrył, że interwencje chirurgiczne w
przypadkach nowotworu piersi zwiększają szanse nawrotu w
ciągu 3 lat.
Wiąże również interwencje chirurgiczne z przyspieszeniem
tempa rozwoju raka w wyniku stymulacji formowania się
przerzutów w innych częściach ciała. Wcześniejsze
niemieckie badania dowodzą,
że kobiety po menopauzie z nieleczoną formą raka piersi
żyją dłużej od poddanych kuracji i zalecają zaniechanie
leczenia w takich przypadkach.
Ten wniosek jest zgodny z ustaleniami Ernesta
Krakowskiego, niemieckiego profesora, radiologa. Wykazał
on, że przerzuty są zazwyczaj wywoływane przez medyczną
interwencję i tylko niekiedy przez biopsję lub zabieg
chirurgiczny niezwiązany z nowotworem. Zakłócenie guza
powoduje wzrost liczby komórek nowotworowych, które
dostają się do krwioobiegu, zaś większość
farmaceutycznych terapii, zwłaszcza chemioterapia
powoduje uwstecznienie układu immunologicznego. Ta
kombinacja to recepta na katastrofę. To właśnie
przerzuty zabijają, podczas gdy oryginalne nowotwory,
zwłaszcza piersi, mogą być stosunkowo mało szkodliwe.
Te ustalenia zostały potwierdzone przez najnowsze
badania, które dowodzą, że interwencje chirurgiczne,
nawet te niezwiązane z rakiem, mogą wyzwolić gwałtowny
proces formowania się przerzutów i prowadzić do
przedwczesnej śmierci. Jeszcze wcześniej ukazały się
doniesienia mówiące, że operacyjne leczenie raka
prostaty, może również prowadzić do przerzutów.
W rzeczywistości to właśnie nowotwór prostaty był badany
w pierwszych klinicznych próbach losowych, jakie w ogóle
prowadzono nad nowotworem. Po 23 latach okazało się, że
nie ma żadnych różnic
w okresach przeżywalności między
pacjentami poddanymi interwencji chirurgicznej,
a osobami, których nie poddano żadnej terapii, przy czym
operowani cierpieli dodatkowo z powodu impotencji lub
nietrzymania moczu.
Nieżyjący już profesor fizyki medycznej H.B Jones, był
czołowym statystykiem choroby nowotworowej
w USA. W
przemówieniu wygłoszonym w roku 1969 do członków
Amerykańskiego Towarzystwa Raka oświadczył, że żadne z
badań nie potwierdziło wydłużenia okresu przeżywalności
w następstwie wczesnej interwencji chirurgicznej. Co
więcej, jego badania dowiodły, że pacjenci z nie
leczonym metodami klasycznymi nowotworem żyją prawie 4
razy dłużej, wiodąc życie charakteryzujące się znacznie
wyższą jakością niż leczeni.
Nie muszę chyba dodawać, że już nigdy więcej nie
poproszono go o zabranie głosu.
NACIĄGANE STATYSTYKI
Epidemiologiczne badania potwierdzają wątpliwą wartość
konwencjonalnej terapii. W ich konkluzji mówi się -
medyczne interwencje związane z nowotworem mają
marginalny wpływ, jeśli w ogóle jakikolwiek, na
przeżywalność. Nawet konserwatywny periodyk medyczny New
England Journal of Medicine zamieścił artykuł pod
znamiennym tytułem - Rak niepokonany.
Pospolity sposób przekształcania medycznych statystyk na
bardziej korzystne wygląda następująco - pacjenci,
którzy umierają w czasie przedłużonej terapii przy
zastosowaniu chemioterapii lub radioterapii nie są
włączani do obliczeń statystycznych pod pretekstem
nieuzyskania pełnego zakresu terapii, natomiast w
grupach kontrolnych liczeni są wszyscy, którzy umierają.
Co więcej, miarą sukcesu jest procent guzów
zanikających, bez względu na to, czy pacjent przeżyje!
Kiedy jednak dochodzi do porównania długości okresu
przeżycia, wówczas uwzględnia się tylko przypadki
wyleczone z pominięciem śmiertelnych. Generalnie nie
podaje się ilu pacjentów zmarło wskutek samej terapii.
Obecny trend polega na bardzo wczesnym wykrywaniu
objawów przedrakowych
i leczeniu ich jako raka. Chociaż
statystycznie zwiększa to liczbę ludzi chorych na raka,
to jednocześnie sztucznie wydłuża czas przeżycia i
obniża śmiertelność, a tym samym czyni terapie medyczne
bardziej wiarygodnymi. W tym wydłużeniu czasu
przeżywalności może mieć jednak swój udział pewien
czynnik, a mianowicie to, że rosnąca liczba pacjentów
sięga dodatkowo
po terapię naturalną.
Badanie historii chorób 1,2 miliona pacjentów z
nowotworem ujawniło, że śmiertelnośćwystępująca wkrótce
po leczeniu nowotworu była o 200% większa od
występującej normalnie. Po dwóch latach
od
zdiagnozowania nowotworu i terapii, ten nadmiar
śmiertelności spada o 50%. Najczęstszym powodem nadmiaru
zejść śmiertelnych była niewydolność serca i układu
oddechowego. Oznacza to,
że zamiast umierać przez kilka
lat na raka, pacjenci ci umarli w wyniku efektów
leczenia i znacznie pomogli w poprawieniu statystyk
dotyczących raka, ponieważ rak nie był bezpośrednią
przyczyną ich śmierci.
Tego rodzaju zafałszowane doniesienia dotyczące śmierci
z powodu raka zrodziły żądania wprowadzenia bardziej
uczciwych statystyk. Analiza wielu szeroko zakrojonych
badań mammograficznych pokazuje, że mammografia prowadzi
do bardziej agresywnej terapii bez żadnych dodatnich
skutków, jeśli chodzi o przeżywalność pacjentek. W
rezultacie nawet redaktor periodyka Lancet musiał
przyznać, że brak jest wiarygodnych danych wynikających
z rozległych losowych prób mammograficznych, które
świadczyłyby na korzyść mammografii. Znaczenie tego
oświadczenia wykracza daleko poza samą mammografię.
Orędownicy medycyny konwencjonalnej otwarcie przyznają,
że nie znają terapii mogącej pomóc
w przypadkach
zaawansowanych form raka. Do dzisiaj lansuje się hasło -
aby można było to wyleczyć, należy wykryć to wcześnie.
Badania dotyczące mammografii dowodzą, że nie ma
znaczenia, kiedy wykryje się raka - metody
konwencjonalne są zawsze bezużyteczne, a co za tym
idzie, bezużyteczny
jest ogromny, wielomiliardowy
przemysł raka (wniosek autora artykułu). W ramach
prowadzonych
w Kanadzie przez 13 lat badań, które objęły 40 000
kobiet, dokonano porównania tych z nich, które badano
metodami fizycznymi, z tymi, którym zaaplikowano
dodatkowo mammografię.
Okazało się, że w grupie z badaniem mammograficznym
wystąpiło znacznie więcej przypadków wycięcia guzka
piersi i zabiegów chirurgicznych (przy współczynniku
śmiertelności wynoszącym 107)
niż w grupie, w której
zastosowano tylko badanie fizyczne (przy współczynniku
śmiertelności 105).
Nowotwór przewodowy miejscowy (DCIS) jest pospolitą,
nieinwazyjną formą guza piersi.
W większości przypadków jest wykrywany przy pomocy
mammografii. U młodych kobiet 92% wszystkich rodzajów
raka, wykrywanych za pośrednictwem mammografii należą do
tego typu, tym niemniej średnio w 44%, a w niektórych
przypadkach w 60% tych przypadków stosuje się amputację
sutka (mastektomia). Ponieważ większość z nich jest
nieszkodliwa, te niepotrzebne zabiegi znacznie
poprawiają statystyki przeżywalności. Podczas gdy
konwencjonalne diagnozy mają charakter inwazyjny i mogą
sprzyjać przerzutom, jest pewien nieszkodliwy rodzaj
elektroskórnych badań
o nazwie Test Biopola, który opracował zespół złożony z
badaczy 8 europejskich szpitali
i uniwersytetów. Jak doniósł Lancet, jest on w 99,1%
dokładny w diagnozowaniu złośliwości guzów piersi.
Obszerna analiza wyników radioterapii w przypadkach
nowotworu płuc wykazała, że po 2 latach
w grupie, w której oprócz interwencji chirurgicznej
zastosowano radioterapię, wystąpiła o 21% większa
śmiertelność niż w grupie, która miała wyłącznie zabieg
chirurgiczny. Magazyn Lancet zamieścił artykuł, w którym
mówi się, że zabicie wszystkich komórek rakowych, jakie
pozostały po zabiegu chirurgicznym jest racjonalne, lecz
fakty niestety nie potwierdzają tej teorii.
CHEMIOTERAPIA-MEDYCZNA ROSYJSKA RULETKA
Chemioterapia w przypadkach białaczki u dzieci i choroby
Hodgkina (ziarnica złośliwa) stanowi typowy przykład
jedynie pozornego sukcesu ortodoksyjnej terapii
antyrakowej.
Prowadzone obecnie kolejne długoterminowe badania
dowodzą, że w późniejszym okresie u takich dzieci
powstaje 18 razy więcej wtórnych złośliwych guzów. Co
gorsze, u dziewczynek występuje 75 krotny wzrost ryzyka
7500% zachorowania na raka piersi w wieku około 40 lat.
Głównym problemem wydaje się być rozwój głębokich lub
układowych infekcji bakterią Candida albicans (bielnik
biały) wkrótce po rozpoczęciu chemioterapii. Jeśli ta
infekcja nie jest odpowiednio leczona, następuje
pogorszenie lub jest bardzo prawdopodobne wystąpienie w
przyszłości problemów ze zdrowiem.
Badania raka jajników dowodzą, że ryzyko wykształcenia
się białaczki po chemioterapii rośnie 21-krotnie, czyli
o 2100%. Chemioterapia wykazuje prostą zależność od
dawki - podczas, gdy występowanie pobudzonej leukemii
podwaja się między grupami, w których zastosowano niską
i umiarkowaną dawkę, to między grupami o umiarkowanej i
wysokiej dawce wzrasta czterokrotnie.
Po zastosowaniu chemioterapii w celu leczenia złośliwych
guzów rozwijają się również inne guzy.
W próbach ze szpiczakiem (myeloma - szpiczak) nie
stwierdzono żadnych zalet stosowania chemioterapii w
stosunku do braku jakiegokolwiek leczenia.
Ulrich Abel, szanowany niemiecki biostatystyk,
przedstawił wyczerpującą analizę ponad 3000 klinicznych
prób dotyczących wartości chemioterapii w przypadkach
zaawansowanego nowotworu złośliwego
(np. rak piersi).
Onkolodzy mają inklinację do stosowania chemioterapii,
ponieważ może ona spowodować czasowe kurczenie się guza
zwane reakcją, jednak i w tym przypadku wywołuje
nieprzyjemne efekty uboczne. Abel wywnioskował, że brak
jest bezpośrednich danych wskazujących
na to, że
chemioterapia umożliwia w takich przypadkach
przedłużenie okresu przeżycia. Twierdzi wprost - wielu
onkologów uważa za oczywiste to, że reakcja na terapię
wydłuża okres przeżycia - jest to opinia, której
podstawę stanowi błędne rozumowanie nie poparte żadnymi
badaniami klinicznymi.
W swojej książce Questioning Chemotherapy (Wątpliwości
wobec chemioterapii) dr Ralph W. Moss
Nawet gdyby chemioterapia mogła przedłużyć życie o kilka
miesięcy, to, co z jakością tego życia?
Tom Nesi, były dyrektor ds. kontaktów z mediami w
farmakologicznym gigancie Bristol-Myers Squibb, napisał
w dzienniku New York Times o udanej kuracji swojej żony,
która statystycznie rzecz ujmując przedłużyła jej życie
o 3 miesiące. 2 tygodnie po zabiegu jego żona
nagryzmoliła na kartce z notatnika - jestem
przygnębiona, nie chcę więcej, proszę. W tej sytuacji
wcale nie dziwią mnie doniesienia mówiące, że większość
onkologów nie poddałaby tej terapii członków swoich
własnych rodzin.
PEŁNA TERAPIA KLASYCZNA NA GUZKA PIERSI
Dr Wirginia Livingston (później Livingston-Wheeler),
wybitna badaczka raka i terapeutka, przytacza
w swojej książce Cance r -A New Breakthrough (Rak - nowy
przełom), opis przypadku jednej z wielu pacjentek, które
badała. Pacjentka ta zgłosiła się do niej natychmiast po
zaaplikowaniu jej pełnego zakresu terapii na nowotwór
piersi - po odkryciu minimalnego guzka piersi poddano ją
wycięciu sutka. Żaden z usuniętych spod ramienia węzłów
limfatycznych nie był zaatakowany, całość tkanki rakowej
została usunięta. Aby mieć pewność, że nie będzie
nawrotów na bliznach, poddano ją radioterapii
i wycięto
jajniki. Ku jej przerażeniu rok później na bliźnie
pooperacyjnej na piersi pojawiły się małe guzki. Znowu
poddano ją naświetlaniom i dodatkowo terapii hormonami
męskimi, w następstwie czego wystąpił u niej trądzik i
szorstki zarost na twarzy. Pomimo to guzki pojawiały się
dalej. Obecnie jest poddawana chemioterapii z jej
typowymi efektami ubocznymi. Włosy nie zdążyły jeszcze
odrosnąć, kiedy ból w kościach został zdiagnozowany jako
nowotwór kości. Spodziewano się, że zwiększenie dawek
chemioterapii i terapii hormonalnej pomoże, jednak kilka
miesięcy później uszkodzenia kości powiększyły się. W
rezultacie usunięto jej gruczoły dokrewne. Miejmy
nadzieję,
że to przedłuży jej cierpienia o rok. Później usunięcie
przysadki mózgowej może dać jej kolejnych 6 miesięcy
życia. Obecnie jej wiara w medycynę została tak mocno
zachwiana, że zgłosiła się do mnie po poradę.
Poprosiła
o badanie bez obecności swojego męża, ponieważ chciała
mu oszczędzić widoku swojej agonii w postaci nagiego,
zniekształconego, okaleczonego ciała, z potwornie
opuchniętym brzuchem
i cienkimi nogami. W końcu
wyszeptała - pani doktor, czy mam się zabić?
ZMOWA MILCZENIA
Czemu oni to robią (przez oni rozumiem medyczny
establishment raka)? przedstawia szczegółową analizę
tego tematu. Ogólny wniosek, jaki wynika z jego książki,
mówi, że nie ma danych wskazujących na to, że stosowanie
chemioterapii wydłuża w większości przypadków raka okres
przeżycia.
Wydaje mi się, że odpowiedzi na to pytanie udzielił
medyczny komentator, były redaktor magazynu New
Scientist, dr Donalda Gould, w ponadczasowym artykule
zatytułowanym Cancer - A Conspiracy of Silence (Rak -
zmowa milczenia). Jego podtytuł podsumowuje pogląd
autora - najpospolitsze rodzaje nowotworu są dziś równie
odporne na leczenie, jak 40-50 lat temu. Nic nie
zyskamy, udając, że szala zwycięstwa w walce z rakiem
przechyla się na naszą stronę.
Powyższa prawda jest rozmyślnie ukrywana przed
społeczeństwem. Według Gouda ta zmowa milczenia ma
związek z pieniędzmi. Społeczeństwo musi postrzegać
medyczny establishment specjalizujący się
w raku, jako
ten, który wygrywa, inaczej nie da mu pieniędzy. Jeden z
wcześniej cytowanych naukowców stwierdził, że przy
dziesiątkach tysięcy radiologów i milionach dolarów
zainwestowanych
w sprzęt, wciąż aplikuje się
radioterapię, mimo iż badania wskazują, że powoduje ona
więcej szkód,
niż daje korzyści.
Goud uważa również, że pacjenci, którzy czuliby się
dobrze bez leczenia aż do nieuniknionej śmierci,
poddawani terapiom stają się z powodu tych bezsensownych
prób odwleczenia ich zgonu o kilka tygodni -
nieszczęśliwi. Rzecz w tym, że na tym etapie zarabia się
najwięcej. Gould uważa, że lekarze trują swoich
pacjentów lekami i promieniowaniem i okaleczają ich
niepotrzebnymi zabiegami chirurgicznymi w desperackiej
próbie leczenia czegoś, co jest nieuleczalne.
Od roku 1976, w którym Gould napisał ten artykuł,
niewiele się zmieniło. W ostatnim wydaniu
The Moss Reports można przeczytać, że długoterminowe
przeżycie w przypadkach pospolitych nowotworów takich
jak rak prostaty, piersi, jelita grubego i płuc - ledwie
drgnęło od lat siedemdziesiątych. W ostatecznym
rozrachunku oznacza to, że w ostatnich 70-80 latach nie
nastąpiło znaczące wydłużenie okresu przeżywalności w
następstwie konwencjonalnego leczenia raka.
NAUKOWE PODSTAWY AKCEPTACJI LEKÓW
Warto również poznać zasady akceptacji leków stosowanych
w leczeniu raka. Większość z nich pochodzi z USA. W
przeszłości firma wytwarzająca lek musiała dostarczyć
dwie duże losowe próby
z pozytywnymi wynikami, aby uzyskać akceptację Urzędu
ds. Żywności i Leków (Food and Drug Administration - w
skrócie FDA), który zajmuje się dopuszczaniem leków.
Słowo pozytywny oznacza
w tym przypadku skutek w postaci
określonego tempa zmniejszenia się guza, które utrzymuje
się, przez co najmniej 1 miesiąc. Nie było wymogu
wykazania, że lek przedłużał okres przeżycia, nie
wymagano również przedłożenia wyników nieudanych prób
tego leku. Te ostre naukowe kryteria(?) jeszcze bardziej
złagodzono w czasie prezydentury Clintona, dzięki czemu
producenci leków mogli uzyskać aprobatę FDA, nawet gdy
duża losowa próba wypadła niekorzystnie. W doniosłym
oświadczeniu dotyczącym akceptacji leków, rzecznik FDA
podkreślił, że jakiekolwiek opóźnienie akceptacji
niekoniecznie oznacza czyjąś śmierć, ponieważ żadna z
tych zaawansowanych kuracji form raka nie leczy ludzi.
Przypuszczalnie sprawa ma się jeszcze gorzej niż w
przypadku nieefektywnej terapii. Grupa liczących się
badaczy dokonała przeglądu całości opublikowanych
materiałów statystycznych, dotyczących medycznych
skutków terapii i wykazała, że system medyczny jest
obecnie główną przyczyną zgonów
i okaleczeń w USA. Zgonów związanych z zawałami serca w
roku 2001 było 699 697, z rakiem - 553 251, natomiast z
medycznymi interwencjami - 783 936!
Właściwy tytuł tych badań powinien brzmieć - śmierć
zadana przez medycynę.
Ktoś mógłby zastanawiać się, dlaczego władze resortu
zdrowia udają, że nie widzą tych masowych zgonów, w
większości spowodowanych lekami i koncentrują swoje
wysiłki na ograniczaniu dostępu
do dodatków do żywności
i naturalnych leków?
Objawem tego rodzaju oficjalnego nastawienia są niedawne
działania wymierzone w Pan Pharmaceuticals, w
następstwie, których, rząd australijski zmusił
największego producenta naturalnych leków do ogłoszenia
bankructwa, rzekomo z powodu tego, że jego produkty
mogłyby wywołać choroby, a nawet doprowadzić do zgonów.
Moim zdaniem główną przyczyną tego wypaczonego
oficjalnego stanowiska jest to, że wydziały zdrowia i
władze nadzorcze są zdominowane przez lekarzy, którzy
zostali wyszkoleni (częściowo za pieniądze koncernów
farmaceutycznych), aby wierzyć, że leki farmaceutyczne
są zbawienne,
a naturalne szkodliwe. Mimo, iż większość zachodnich
społeczeństw woli leki naturalne, niemal wszystkie
partie polityczne promują uzależnienie od leków
farmaceutycznych.
Tak, więc pierwszym krokiem zmierzającym do zmiany tego
opresyjnego klimatu politycznego,
jest konieczność
utworzenia partii politycznej promującej metody
naturalnych terapii, a nie uzależnienie od leków.
W artykule redakcyjnym British Medical Journal, którego
autorem jest Richard Smith, można znaleźć wskazówkę
wyjaśniającą przyczynę tych alarmujących statystyk
zawartych w Śmierci zadanej przez medycynę - jak dotąd
jedynie 15% medycznych interwencji ma wsparcie solidnej
wiedzy naukowej,
jest tak, dlatego, że tylko 1%
artykułów pojawiających się w medycznych periodykach ma
naukowe uzasadnienie, a częściowo z powodu tego, że
wielu terapii nigdy nie próbowano nawet oceniać.
Dobrym przykładem nienaukowej natury badań medycznych
jest ostatnie fiasko zastępczej terapii hormonalnej (Hormone
Replacement Therapy-w skrócie HRT). Kilkadziesiąt lat
temu była ona przedstawiana jako wynikająca z
rygorystycznych badań (?) medycznych, oraz bezpieczna
i efektywna, ponieważ w przeciwnym wypadku nie zostałaby
zaaprobowana. Kurację tę zalecano jako zapobiegającą
zawałom serca i nowotworowi. Przeprowadzone obecnie
badania dowodzą, że HRT jest niebezpieczna
i zwiększa
ryzyko zachorowania właśnie na zawał serca i nowotwór.
Co zawiodło?
Czemu nie wykryto tego wcześniej?
To oczywiste, pierwotne badania były przeprowadzone pod
kątem uzyskania maksymalnych zysków, podczas gdy obecnie
badacze nie mają już w nich żadnego udziału. Z tego
względu nie wierzę żadnym badaniom prowadzonym pod kątem
uzyskanie dochodów. Niestety, takie podejście dominuje
obecnie
w większości badań medycznych.
DROGA KU PRZYSZŁOŚCI
Minęły już 32 lata od momentu, kiedy prezydent Nixon
wypowiedział wojnę rakowi. Od tamtej chwili wydano 2
biliony dolarów na konwencjonalne leczenie raka, a
rezultat tego jest taki, że więcej osób
niż kiedykolwiek
przedtem umiera na nowotwór.
Chociaż wykonano wiele badań, których celem było
ustalenie wartości różnych składników odżywczych w
odniesieniu do różnych rodzajów raka, z tych 2 bilionów
dolarów nie przydzielono ani grosza na przeprowadzenie
prób z holistycznymi terapiami raka. Naturalni terapeuci
musieli stawiać czoło 100 - letniemu okresowi oskarżeń i
wielu z nich zawleczono na salę sądową, w rezultacie,
czego skończyli
w więzieniu.
Czy nie byłoby bardziej naukowe bezstronne ocenienie
metod leczenia raka stosowanych przez naturalnych
terapeutów zamiast wsadzać ich do więzienia?
Większość amerykańskich klinik alternatywnych musiała
przenieść się do Meksyku. Zainteresowanych listą odsyłam
na stronę internetową www.cancure.org
Holistyczne podejście do leczenia raka obejmuje
doskonałe odżywianie (m.in. dieta zgodna z grupą krwi -
przypis Administratora), zioła, elektromedycynę, oraz
medycynę wibracyjną lub energetyczną, uzdrawianie
emocjonalne, a także terapię umysłową. Jedyne znane
badania, które są bliskie podejściu holistycznemu,
dotyczą terapii Gersona (m.in. enzymoterapia) i były
przeprowadzone w celu oceny pięcioletniego okresu
przeżywalności 153 pacjentów cierpiących na czerniaka.
Wykazały one, że 100% pacjentów z fazą pierwszą i drugą
poddanych terapii Gersona przeżyło, podczas gdy tylko
79% poddanych terapii konwencjonalnej.
W odniesieniu do przypadków w trzeciej fazie raka (z
przerzutami w bliskim regionie) liczby te przedstawiały
się odpowiednio - 70% i 41%, zaś w fazie czwartej
(przerzuty w rejonach odległych) - 39% i 6%.
Wielu naturalnych terapeutów raka twierdzi, że w ponad
90% przypadków udało im się odnieść sukces w zahamowaniu
rozwoju nowotworu, a nawet cofnięciu się go, ale tylko
wtedy, gdy pacjenci nie byli wcześniej poddani terapii
konwencjonalnej. Według nich najbardziej dewastującymi
metodami są chemioterapia i radioterapia.
Tak więc, jeśli ktoś zachoruje na raka, sugeruję, aby
oparł się strachowi i naciskom z zewnątrz. Bardzo rzadko
zdarza się, że należy podjąć natychmiastowe działanie.
Doradzam, aby każdy sam przejrzał dane dostępne w
książkach, magazynach oraz Internecie, a następnie
postąpił zgodnie z własnym zdrowym rozsądkiem i
intuicją.
Autor - Walter Last
Źródło-dwumiesięcznik NEXUS nr 37
www.nexus.media.pl
|